… PRZENIESIENIE STOLICY Z FILADELFII DO WASZYNGTONU BYŁO ŚWIETNYM POMYSŁEM!

Ciężko w to uwierzyć, ale to już ostatnie dni naszej podróży. Tego posta piszemy w Miami, a już za trzy dni wsiadamy do samolotu powrotnego do Polski! Zanim jednak podsumujemy ostatnie pół roku naszej podróży, to jeszcze kilka akapitów o wydarzeniach ostatniego półtorej tygodnia.
Po opuszczeniu Nowego Jorku udaliśmy się do Filadelfii. W sumie sami nie wiedzieliśmy, co nas tam czeka, po cichu liczyliśmy na cztery dni wyciszenia. I nie zawiedliśmy się, bo miejsce, w którym wylądowaliśmy, przypominało raczej klasztor niż hostel dla młodych ludzi 😉 Wszystko osadzone pośrodku parku, z dala od cywilizacji, w ponad dwustuletnim domu. Lista zakazów i nakazów była naprawdę długa, a my żyliśmy w ciągłym strachu, że coś uszkodzimy. Postanowiliśmy jednak poddać się atmosferze miejsca i przesiedzieliśmy w tymże parku prawie dwa dni skupiając się na nicnierobieniu 😉 Szło nam całkiem zgrabnie, ale po dwóch nocach zmieniliśmy miejscówkę na położony bliżej centrum dom. Stamtąd urządzaliśmy piesze wycieczki, by podziwiać pierwszą stolicę USA, miasto Rocky’ego Balboa i in. Niestety, samo miasto rozczarowuje. Oprócz dość zadbanego centrum z kilkoma ładnymi, historycznymi budynkami (schody Rocky’ego, miejsce podpisania Deklaracji Niepodległości czy muzeum Dzwonu Wolności) niczym nie porywa. Wręcz przeciwnie, poza ścisłym centrum Filadelfia jest raczej wyludniona, nudna i zaśmiecona. Byliśmy negatywnie zaskoczeni, że w dzień powszedni czy to do południa czy późnym popołudniem na ulicach nie widać żywej duszy. Z niecierpliwością czekaliśmy na wyjazd do Waszyngtonu, wiążąc z tym miastem spore nadzieje.

Już pierwsze minuty spędzone w stolicy pokazały nam, że się nie zawiedziemy i że będzie to owocny pobyt. Miasto powstało dość późno, od początku było planowane jako stolica, dlatego jest bardzo uporządkowane i przyjazne turystom. My w dodatku trafiliśmy do domu sympatycznego Ezry, który doradził nam, co koniecznie trzeba zobaczyć, a co można odpuścić. Miasto zostało zaprojektowane w taki sposób, że wszytkie najważniejsze atrakcje są umieszczone na planie krzyża. Co więcej, wydzielony obszar z budynkami administracji i muzeami to właściwie jeden wielki park, który gwarantuje przyjemny spacer. W Waszyngtonie nie ma też wieżowców, co sprawia, że zwiedza się przyjemnie, czując przestrzeń miasta. My zaczęliśmy od położonej niedaleko Kapitolu biblioteki Kongresu, by potem oddać się zwiadzaniu samego Kapitolu właśnie. Godzina z przewodnikiem to była czysta przyjemność 🙂 Czas jednak mijał nieubłaganie, a do zobaczenia jeszcze tyle muzeów! Wszystkie skupione na Kapitolu są ogromne i darmowe, turystów co nie miara. My pierwszego dnia poszliśmy zobaczyć ekspozycję w Muzeum Indian oraz udaliśmy się do ponoć najczęściej na świecie odwiedzanego Muzeum Lotnictwa i Przestrzeni Kosmicznej. Bawiliśmy się jak dzieci i sami nie wiemy, kiedy doścignął nas koniec dnia. Tyle jeszcze przed nami! Kolejny dzień to odwiedziny w Muzeum Holocaustu, Muzeum Historii Ameryki i Muzeum Historii Naturalnej. Wszystkie one imponują wielkością i potrzeba naprawdę sporo czasu, by je dokładnie zwiedzić. Nasze wizyty należały do tych ekspresowych. Prócz muzeów rzecz jasna odwiedziliśmy i obfotografowaliśmy Pomnik Waszyngtona, Mauzoleum Lincolna i Biały Dom! Działo się sporo, a to jeszcze nie koniec… Po dwóch dniach w stolicy pojechaliśmy do sąsiedniego Arlington, gdzie naszymi hostami byli Marley i Rose. Cudowne małżeństwo, które ugościło nas pysznym śniadaniem i kubańską kawą 🙂 Poza tymi specjałami wybrali się z nami na cmentarz w Arlington, z którego widać Pentagon, a na którym znajduje się m.in. grobowiec rodziny Kennedy’ch i groby zasłużonych dla kraju żołnierzy i polityków. To ogromna nekropolia, która robi wrażenie swoją surowością. Prócz kamiennych, białych płyt i równoprzyciętej trawy po horyzont nie ma tu nic. No może prócz busa, który zabiera chętnych na przejażdżkę trasą najsławniejszych pochowanych 🙂 Zupełnie przypadkowo staliśmy się też świadkami ślubu na świeżym powietrzu. Nieco nas zdziwiła miejscówka w parku koło cmentarza, ale zrozumieliśmy tę decyzję, gry zza drzew wyłonił się widok przy którym nowożeńcy składali przysięgę. Pozazdrościć! 🙂

To w sumie tyle. Po odwiedzinach w Arlington czekała nas jeszcze noc na lotnisku i niedzielny wylot do Miami. Już naprawdę odliczamy godziny do powrotu i spotkania z Wami 🙂 To w sumie przedostatni wpis na blogu; w ostatnim (pewnie w sobotę) przyjdzie czas na podsumowanie minionych 6 miesięcy. Śledźcie też Facebooka (www.fb.com/myiamerykitrzy), bo na pewno odezwiemy się jeszcze z Miami. Trzymajcie się i do usłyszenia! 🙂

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s