Parę dni minęło od naszego ostatniego wpisu. Nie chcemy, żebyście pomyśleli, że jesteśmy leniwi, toteż w towarzystwie taniego (acz dobrego!) argentyńskiego wina wzięliśmy się do roboty.
Dzisiejszy poranek zaczęliśmy od nerwowego marszu na stację metra. Po ósmej musieliśmy zameldować sie w busie do Mendozy. Bus okazał się być wygodny i przywował irańskie wspomnienia. Zostaliśmy uraczeni suchym prowiantem i soczkiem anansowym (chyba nikt za nim nie przepada, więc rozdają podróżnym). Nic jednak niedobry sok, kiedy za oknem takie widoki! Przeprawa przez Andy na granicy chilijsko-argentyńskiej zapiera dech w piersiach! Siedem godzin w takiej scenerii zleciało jak z płatka. Emocji dostarczył nam również Pan Kierowca, który sunął 100 km/godz. po górskich serpentynach. To, co udało nam się zarejestrować telefonem z tej przeprawy, możecie zobaczyć poniżej 🙂
Nie tylko widoki okazały się być jednak nie lada atrakcją. Na samej granicy spędziliśmy dobrą godzinę, w przerażeniu w ostatniej chwili wyrzucając chilijski jogurt i dwie bułki. Niby nie można przewozić artykułów spożywczych, ale pewna Niemka chwaliła się po niemałym stresie, że udało jej się przewieźć musli 🙂 My woleliśmy nie ryzkować, tym bardziej, że kontrola była bardzo szczegółowa. No i w wypadku, gdybyśmy musieli się z czegoś tłumaczyć, mielibyśmy pod górkę, bo tak jak my znamy po hiszpańsku trzy słowa na krzyż, tak panowie celnicy nie znają ani słowa po angielsku 😉
Musimy też powoli przyzwyczaić się do tego, że w krajach Ameryki Południowej napiwki daje się za wszystko i każdemu. Od chłopaka pakującego zakupy w markecie po pomagiera celników czy bagażowego na dworcu. Drobne zawsze w pogotowiu! 🙂
Jeśli zaś chodzi o samą Argentynę to dwa najważniejsze punkty programu mamy chyba zaliczone. Nasze żołądki trawią właśnie ogromne, wołowe burgery (tańsze i o niebo lepsze od tych z sieciówek), które zalewane są wybitnym winem prosto z Mendozy (acz sprzedaje je Carrefour…). Wyboru dokonała światowej klasy somelierka Dżasta! 🙂
Co do samej Mendozy, po południu była totalnie uśpiona, a to ze względu na sobotę i siestę. Jutro planujemy intensywne zwiedzanie miasta na rowerach. W poniedziałek powrót do Chile i meldunek z nieco chłodniejszego Valparaiso.
Stay in touch! 😀
Myślę, że trudy pokonywania odległości, przemieszczania się z państwa do państwa wynagradzaja WAM te cudeńka natury. Myślę że jesteście nadal pozytywnie Nastawieni i nic WAS nie zniecheci. PRZYGODO TRWAJ.
PolubieniePolubienie
Hej!!!
A twardszych alkoholi to niema?
Ahoj!!!
PolubieniePolubienie
Za twardszymi nawet nie patrzymy 😛
PolubieniePolubienie