Mamy nadzieję, że kończycie z nami czwartek, albo zaczynacie piątek 🙂 Ostatni post pisaliśmy z domu goszczących nas couchsurferów, dziś jesteśmy już jakieś 2000 km dalej na południe. W międzyczasie odwiedziliśmy też przepiękny rejon jezior w Argentynie i tym wszystkim chcielibyśmy się dzisiaj z Wami podzielić 🙂
Jak już pisaliśmy, odnalezienie się w Bariloche bez noclegu, w niedzielę, przed 21, do najłatwiejszych nie należało. Ostatecznie jednak wylądowaliśmy w pięknym hostelu z cudownym widokiem na jezioro, który również już znacie.
Samo miasteczko można uznać za bardzo turystyczne i ze świecą szukać tych, którzy, tak jak my, ponad 20-kilometrową trasę do skupiska jezior polodowcowych przeszliby na nogach. Mało jednak brakowało, a nie zobaczylibyśmy tego cuda. Sprawy organizacyjne pochłonęły nas bez reszty w poniedziałek, w związku z czym zdecydowaliśmy się zostać o jeden dzień dłużej, by nacieszyć się wystarczająco miastem. Widoki na trasie potwierdziły słuszność podjętej decyzji 🙂
Transfer do kolejnego miasteczka, El Calafate, który tak zaprzątnął nam głowy w poniedziałek, stał się faktem środowym rankiem. I tak oto od 7 rano siedzieliśmy wygodnie w autobusie przeznaczonym dla prawdziwych grubasków 🙂 No bo jak inaczej nazwać podróż pełną ciepłych posików serwowanych nawet chwilę przed północą? Nasze podniebienia zostały uraczone toną ciastek, bułek, frytek, a nawet kotletów. Żeby nie było jednak tak kolorowo, przyznać musimy, że za samego busa zapłaciliśmy majątek, a w nocy przemarzliśmy na kość! Dla najlepszych widoków, i tym samym zdjęć, wybraliśmy miejsca u samego czoła autobusu, okazało się jednak, że przekombinowaliśmy z wyborem, bo szyba była popękana i zaklejona reklamą 🙂
Po 30 godzinach dotarliśmy w końcu do El Calafate. Dla nas to absolutny koniec świata, choć wiemy, że będziemy jeszcze niżej. To niesamowicie urokliwe miasteczko, które spokojem i krajobrazem przypomina klimaty Skandynawii. Piękne jeziora, lodowce i stepy z wiatrem chulającym niczym na dzikim zachodzie. W takich miejsach człowiek może poczuć totalną wolność i bliskość z naturą.
Jutro skoro świt ruszamy na spotkanie z lodowcem Perito Moreno, z którego to zapewne również zdamy Wam relację 🙂 Tymczasem żegnamy się zdjęciem z przemiłą Holenderką Celeste, której podróżnicze historie opowiedziane przy piwie i winie okazały się idealnym zakończeniem dzisiejszego dnia 🙂
Do usłyszenia!
Tomasz – nogi jak modelka po prostu 😛
PolubieniePolubienie