Nowy tydzień powitaliśmy na końcu świata. I to dosłownie, ponieważ Ushuaia to najbardziej na południe wysunięte miasto na świecie. Zanim tu jednak dotarliśmy, swoje musieliśmy przeżyć. Nie mówimy już o czasie spędzonym na chilijsko-argentyńskiej granicy, bo do tego zdążyliśmy się już przyzwyczaić (i tym razem poszło dość sprawnie), lecz raczej o 12 godzinach w autokarze, z czego połowa spędzona w niemiłosiernym huku spowodowanym brakiem asfaltu. Naprawdę mieliśmy poczucie, że kierujemy się na koniec świata. Samochodów jak na lekarstwo, a głównymi towarzyszami podróży były dla nas lamy, owce, krowy i dzikie ptactwo. Ze świecą szukać na tej trasie również miast czy wsi. Wszystko to tylko wzmacniało naszą ekscytację celem podróży.
Do miasta dotoczyliśmy się pod wieczór. Na pierwszy rzut oka wydawało się, że jest ono nieco uśpione i mało gościnne, głównie ze względu na panujące warunki pogodowe. Wrażenia te zweryfikowaliśmy już rano następnego dnia, który powitał nas piękną, słoneczną i ciepłą pogodą. W świetle dnia okazało się, że miasteczko jest przepiękne położone, w malowniczym towarzystwie gór i lodowców, z pięknym nadbrzeżem i portem. Nie mogliśmy sobie odmówić przyjemności uwiecznienia tych widoków.
Głównym punktem dzisiejszego dnia była jednak kilkugodzinna wycieczka katamaranem po okolicznych wyspach pełnych zwierząt, które znamy głównie z kanałów przyrodniczych. Warto jeszcze wspomnieć, że Ushuaia jest bazą wypadową dla śmiałków udających się na Antarktydę. My nie dopłynęliśmy tak daleko, ale mogliśmy stanąć twarzą w twarz z dziką przyrodą kojarzoną najczęściej z biegunem. Krystyna Czubówna miałaby tu ręce pełne roboty! Musiałaby Wam opowiedzieć o wyspie pełnej ptaków, lwów morskich czy wizycie imponujących rozmiarów wieloryba, który z impetem wyrzucał z siebie powietrze machając do nas wielkim ogonem! Zdecydowanym faworytem i punktem kulminacyjnym były jednak pingwiny. Zakochaliśmy się w nich do szaleństwa, a ich nieporadność wydała nam się tak ludzka… 🙂 Mała dokumentacja naszego wypadu poniżej 🙂
Wiemy, że na świecie wiele się dzieje, ale mamy nadzieję, że Święta przyniosą trochę spokoju. Będziemy mieli jeszcze czas, żeby pożyczyć Wam wszystkiego dobrego, tymczasem meldujemy, że jutro odlatujemy do Buenos Aires i to tam bedziemy malować pisanki 🙂
Do zobaczenia!
PS. Bilety na tę wyprawę (jak wszystko w Patagonii) do najtańszych nie należały, ale na koniec dnia czekał na nas mały upominek w miejscowej pijalni czekolady 🙂
Uwielbiam końce świata. Dobrze, że jest ich tak dużo i ich miłośnicy się rozpraszają. Dzięki temu nie ma tam tłoku. 😉
PolubieniePolubienie
co za niesamowita podroz! autor tekstow ma lekkie pioro takze polecam napisac ksiazke 😉 zdjecia cudne.
gorace pozdrowienia
PolubieniePolubienie
właśnie zabiliście korpo dziewczyne która umarła z wrażenia po przeczytaniu i lampieniu się w to co me oczy tu widzą. ehh zazdroszczę, jak napisze teraz że pozdro spod koca to bedzie słabe.. jak napisze że użebrałam w pracy dzień wolnego na ten koc to zrobi się jeszcze słabiej… 😉
powiem krótko: zazdroszcze!
jestem z Wami, choć tylko duchem nie ciałem ale podążam Waszym śladem!
PolubieniePolubione przez 1 osoba