… WYJAZD DO URUGWAJU BYŁ STRZAŁEM W DZIESIĄTKĘ!

Prawie tydzień minął od ostatniego wpisu. W tym czasie odwiedziliśmy Urugwaj i było na tyle intensywnie, że nie udało nam się wygospodarować czasu na napisanie porządnego posta. W końcu jednak wsiedliśmy w jadący 17 godzin autobus nad wodospady Iguazu i właśnie w trasie powstaje ten wpis.

Nasza wizyta w stolicy Urugwaju, Montevideo, zaczęła się od małych problemów. Okazało się, że prom, którym mieliśmy płynąć z Buenos Aires, miał bliżej niezidentyfikowaną awarię silnika, przez co pięć godzin spędziliśmy w porcie, nie wiedząc czy w ogóle wypłyniemy. Ostatecznie wszystko się udało, ale na miejsce dotarliśmy już oczywiście po zmroku. Pół godziny marszu z dreszczykiem i stanęliśmy u drzwi naszych gospodarzy. Couchsurferzy Ava i Mika wraz ze swoimi dwoma psami, Hachi i Niną, powitali nas jak starych znajomych! Przez cały pobyt, który wydłużyliśmy o jeden dzień, czuliśmy się jak współlokatorzy, a nie goście z dalekiego kraju. Okazało się, że zaskakująco szybko znaleźliśmy wspólny język i każdy dzień kończył się biesiadowaniem do 2 – 3 w nocy. Już po pół godzinie znajomości, jedząc carbonarę popijaną czerwonym winem, skróciliśmy dystans na tyle, że obsceniczne dowcipy były na porządku dziennym 🙂 Fajnie, że udało się spotkać ludzi takich jak my, żyjących normalnie, bez luksusów, podzielających nasze patrzenie na świat. W oczach Avy i Miki Urugwaj nie jest bowiem rajem, nie zarabiają kokosów, a życie jest droższe niż w Polsce. W grudniu planują podróż do Europy i mamy nadzieję, że skutecznie zachęciliśmy ich do rewizyty!

AVA & MIKA – WE WILL BE WAITING FOR YOU IN POLAND GUYS!

Z racji tego, że u naszych hostów spędziliśmy 3 dni, mieliśmy czas na wymianę polsko-urugwajskich doświadczeń kulinarnych. I tak oto po raz pierwszy od niepamiętnych czasów przypomnieliśmy sobie jak to jest zjeść (niedzielny) obiad! Nie mogliśmy przecież przygotować nic innego jak ziemniaki i schabowego z ogórkami korniszonymi. W ramach urugwajskiej odpowiedzi zostaliśmy uraczeni chivito, czyli wypasionym burgerem w skład którego, oprócz kawałka mięsa wołowego, wchodzą: bekon, szynka, ser żółty, jajko, pomidor, sałata i majonez. Prawdziwa bomba kaloryczna, ale jakże pyszna!

image

image

image

image

image

Oprócz uczty kulinarnej była też wymiana kulturalna. I tak oto poznaliśmy klasykę gatunku urugwajskiego czyli tradycyjne rytmy cumbia. Okazało się, że jak wszędzie niektóre produkcje mają większy rozmach, a inne są bardziej kameralne i przez to może bardziej prawdziwe. Poniżej próbka tego, czego przeciętny urugwajczyk słucha w samochodzie.

My ze swojej strony pokazaliśmy cały przekrój polskiej piosenki, od Beaty Kozidrak przez Kayah, Kapelę ze wsi Warszawa po Donatana i Cleo 😀 Było też małe karaoke i śpiewy z gitarą!

Może wystarczy już o naszych niesamowitych hostach i równie świetnym jedzeniu, czas na parę słów o mieście. Montevideo spodobało nam się od pierwszego wejrzenia. W porównaniu z Buenos wydaje nam się bardziej spokojne i kameralne, choć mieszka tu połowa liczącego 3 mln mieszkańców kraju. Nowoczesne budynki nie rzucają się bardzo w oczy, przeważa zabudowa z końca XIX i początku XX wieku. Z racji napływu imigrantów głównie z Hiszpanii i Włoch, podobnie jak miało to miejsce w Buenos, architekura podobną jest do tej widzianej w stolicy Argentyny. Co charakterystyczne, ścisłe centrum nie jest zdominowane przez biznes, wciąż mieszkają tu „normalni” ludzie. Miasto zobaczyliśmy również z rowerowej perspektywy oraz z 26. piętra najwyższego budynku w mieście.

image

image

image

image

image

image

Musicie jeszcze wiedzieć, że złapanie autobusu do naszego kolejnego punktu podróży graniczyło z cudem. Po opuszczeniu promu z Montevideo mieliśmy nieco ponad godzinę na przedostanie się na drugi kraniec Buenos Aires. Sam bieg do stacji metra z naszymi plecakami zajął blisko pół godziny, potem przejazd całej trasy, od stacji początkowej do ostatniej, i sprint do biura po bilety na autobus, który odjeżdżał za 20 minut. Nie wiedzieliśmy nawet, czy są jeszcze wolne miejsca. Na szczęście wszystko skończyło się happy endem i tak oto za 3 – 4 godziny powinniśmy już być w Brazylii 🙂 Post gotowy, czekamy tylko na wifi u naszego gospodarza!

Do usłyszenia!

P.S. Dotarliśmy na miejsce, choć oczywiście nie obyło się bez przeszkód. Musieliśmy odstać swoje w 36-stopniowym upale na granicy brazylijskiej, na której jeden busiarz nas wyrzucił, a dopiero po ok. godzinie kolejny zgarnął. Po łącznie 27 godzinach w podróży wyglądaliśmy tak:

image

Reklama

6 uwag do wpisu “… WYJAZD DO URUGWAJU BYŁ STRZAŁEM W DZIESIĄTKĘ!

      1. No dobra może trochę ale taki jest czas, że na każdym kroku jest mi wstyd za władze co przenosi się no najbliższych reprezentujących NASZ KRAJ. Już się nie powtórzy.
        Ahoj!!!
        P.S.
        Nawiązaliście kontakt (patrz emalia)!!!

        Polubienie

    1. Kontakt nawiązywaliśmy przed wyjazdem, ale wtedy nic się z tego nie urodziło. Spróbujemy może później, jak już trochę przejedziemy 😉

      Polubienie

  1. Ale wam Justi zazdroszczę!!!!!!! Pozdrawiam z Krakowa !!! Już sie nie mogę doczekać jak wrócisz i mi wszystko w szczegółach opowiesz!:)

    Bawcie się dobrze i uważajcie na siebie !:*

    Que tengais buen viaje! Hasta la vista!

    Polubienie

    1. Pozdrawiamy z Brazylii! Powrót myślę we wrześniu, więc szykuj się 😀 może będę wtedy w stanie wymienić parę zdań po hiszpańsku 😉 uściski! :*

      Polubienie

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s