To kolejny wpis, który powstaje w autokarze. Doszliśmy do wniosku, że skoro tyle czasu spędzamy w trasie przemieszczając się między kolejnymi punktami naszej podróży, nie możemy trwonić go tylko na jedzenie, picie i spanie 🙂 I tak oto jedziemy właśnie czwartą godzinę do stolicy Paragwaju, drogą, która daleka jest od autostrady. Przed nami jeszcze 100 km z takimi widokami:
To dobry czas, żeby powspominać. Od piątkowego wieczoru bawiliśmy w Foz do Iguacu goszczeni przez przemiłą Gabrieli wraz z jej rodziną i sześcioma psami.
Warunki, w których przyszło nam żyć, przypominały „Dynastię” 😀 Jesteśmy przyzwyczajeni raczej do skromniejszych warunków, tymczasem w Foz mieliśmy do dyspozycji basen, a pieczę nad całym domem sprawowała gosposia 🙂 Gdy nieśmiało zapytaliśmy, czy możemy zrobić sobie pranie (ręczne rzecz jasna), cała zawartość naszych plecaków wylądowała w wielkiej pralce! Nawet nie wiecie, jakie to uczucie mieć pachnące i czyste ubrania po 5 tygodniach podróży!
Żeby jednak wyjaśnić dlaczego nasz post zatytułowany jest tak, a nie inaczej, powinniśmy przejść do przybliżenia Wam przebiegu naszego weekendu. W sobotę wstaliśmy razem z kurami, żeby o 7 wspólnie z całą rodziną zjeść śniadanie i wybrać się nad wodospady Iguacu. To główna atrakcja tego rejonu i jeden z 7 nowych cudów świata natury. Po wizycie w parku narodowym i zobaczeniu tego cuda możemy śmiało potwierdzić, że miejsce w siódemce jest zasłużone!
Trzeba podkreślić, że wodospady leżą na granicy brazylijsko-argentyńskiej i można je podziwiać z obu tych krajów. Cały kompleks składa się z 275 wodospadów o wysokości 80 m. Spadające masy wody są kilkakrotnie większe od tych w wodospadzie Niagara. My zdecydowaliśmy się na odwiedziny od strony brazylijskiej, gwarantującej bardziej panoramiczny widok, który zrobił na nas piorunujące wrażenie! Nie oznacza to jednak, że nie podeszliśmy blisko wodospadów. Zmoczyło nas tak, że tytuł miss i mistera mokrego podkoszulka mamy w kieszeni!
Wrażenie zrobiła na nas również fauna i flora. Bujna, zielona roślinność była miła odmianą po stepowym charakterze terenów, które do tej pory widzieliśmy w Chile i Argentynie. Bliskość natury uwieczniliśmy na kilku zdjęciach 🙂
Pierwotnie w planie mieliśmy również wizytę po stronie argentyńskiej, jednakże doszliśmy do wniosku, że to, co zobaczyliśmy po stronie brazylijskiej, w zupełności nam wystarczy i chcemy przeznaczyć drugi dzień w Foz na inną atrakcję. Zresztą nie ukrywamy, że kolejne przekraczanie granicy w 37-stopniowym upale nieszczególnie nam się uśmiechało. W związku z tym zdecydowaliśmy się na odwiedzenie drugiej co do wielkości elektrowni wodnej na świecie – Itaipu (przedstawiciele elektrowni nie mogą pogodzić się z oddaniem palmy pierwszeństwa Chińczykom 🙂 )
Wizyta zrobiła na nas spore wrażenie. Czuliśmy się jak na nagraniu programu dla Discovery Chanel. Elektrownia jest wspólnym przedsięwzięciem brazylijsko-paragwajskim, zaspokaja w 80% potrzeby energetyczne Paragwaju, a w 15% Brazylii. Kompleks stanowi strefę binacjonalną, niczym Watykan we Włoszech, by każda wizyta nie musiała być potwierdzana stemplami w paszporcie. Prócz elektrowni składa się na niego szereg pracowni, które zapewnić mają światu szerszy dostęp do czystej energii. Podczas naszej 2-godzinnej wizyty mieliśmy sporo szczęścia. Udało nam się zobaczyć podniesioną zaporę, która uwalniała olbrzymie zwały wody do Parany. Szanse na zobaczenie tego zjawiska wynoszą około 10%.
To tyle relacji z naszego wodnego weekendu. Pozdrawiamy z Paragwaju! Następny post powstanie zapewne podczas 30(!)-godzinnej podróży do Rio.
Do usłyszenia!
Uwielbiam Was! Powodzenia w dalszych etapach. Każdy Wasz nowy wpis czytam z zapartym tchem! Nawet możecie się bardziej rozpisywać w tych długich przejażdżkach. Kto wie, może kiedyś książkę wydacie 😉
PolubieniePolubienie
To wszystko jest po prostu przecudowne… 🙂 ach, jak Wam zazdroszczę 🙂 🙂 🙂
PolubieniePolubienie