Kolejny bus, kolejny post. Za kilka godzin powinniśmy dobić do Rio de Janeiro, acz 24. godzina w autokarze już daje nam się we znaki 😉 Tytuł dzisiejszego posta nieco dramatyczny, bo i nasz krótki pobyt w Paragwaju do łatwych nie należał.
Paragwaj różni się zdecydowanie od wszystkich miejsc odwiedzonych do tej pory. Przede wszystkim jest krajem najmniejszym i najbiedniejszym, a milionowa stolica, Asuncion, to JEDYNE duże miasto w tym kraju. Mieliśmy okazję to zobaczyć podczas poniedziałkowej podróży Brazylia-Paragwaj, gdy za oknem widzieliśmy głównie skromne domostwa i pasące się krowy. Autostrady też ze świecą szukać. Oczywiście nie chodzi o to, że nie lubimy biednych miejsc! Wręcz przeciwnie! Doceniamy je bardziej za prawdę, którą widać gołym okiem. Życie paragwajczyków toczy się w sporej części na ulicy, czym przypominali nam Irańczyków czy Tajów. Tytułowe piekło odnosimy jedynie do pogody. Uwierzcie nam, byliśmy w paru gorących miejscach, ale Asuncion przebiło wszystko! Nawet w nocy temperatura spadała tylko nieśmiało poniżej 30 stopni. W dzień temperatura osiągała prawie 40 stopni, a przez ogromną wilgotność odczuwalna była jeszcze o kilka stopni wyższa. Nie mówiąc już o tym, co działo się w pełnym słońcu. Czuliśmy się jak w piekarniku. Te warunki nieco nas zaskoczyły – w końcu miała być jesień! Okazało się jednak, że w związku z El Nino i zmianami klimatu normalne dla kwietnia temperatury w Asuncion (ok. 20 stopni) dawno nie były tu widziane.
Wszystkie te czynniki zmusiły nas do wykupienia wycieczki dla białych cieniasów – SUPERMERCADOS TOUR. Przez cały dzień szwędaliśmy się po mieście, zaliczając co pół godziny pić stopy w marketach (zdarzało nam się też wchodzić do innych miejsc, np. bankomatów po to tylko, by trochę się ochłodzić 😉
Tak wygląda człowiek w połowie trasy między dwoma supermarketami! 😉
W tym dniu robienia zdjęć nie traktowaliśmy priorytetowo. Zresztą, po prawdzie, Asuncion zabytkiem nie stoi. Niemniej jednak zobaczcie, jak wygląda to miasto z naszej perspektywy.
Korpociekawostka: 2 szklane budynki, nieco oddalone od centrum miasta, mieszkańcy nazywają „finansową dzielnicą” 😉 I tam właśnie pracuje nasz host – Marcello. Człowiek zdecydowanie majętny, który nie ukrywał, że może nie przepada za swoją pracą, ale lubi standard życia, które prowadzi dzięki zarobionym pieniądzom. Na tle pozostałych mieszkańców stolicy, jego mieszkanie w chronionym budynku i nowy, klimatyzowany samochód zdecydowanie odbiegają od średniej. Trochę to wszystko nie z naszej bajki, acz oczywiście jesteśmy wdzięczni, że znalazł dla nas miejsce i czas, żeby pogadać przy piwie. Marcello jest kolekcjonerem rękodzieła paragwajskiego, więc wizyta w muzeum odbębniona 😉 Mieliśmy okazję popróbować specjałów tutejszej kuchni i poznać wspaniałą siostrę naszego hosta. Spotkanie zostało uwiecznione na artystycznym zdjęciu wykonanym przez jej syna.
Czujemy, że Paragwaj ma do zaoferowania o wiele więcej, ale po prostu poddaliśmy się. Liczymy, że widoki w Rio nadrobią wszystko to, co mogliśmy przegapić po drodze. Ahoj!
P.S. Paragwajska C(H)IPA naprawdę podbiła nasze podniebienia! Szczególnie na ciepło 😉