Drodzy Czytelnicy! Leżymy właśnie pod moskitierą, na materacu w Bélem, licząc na to, że nie dopadnie nas żaden komar (a jest ich tu trochę). Dzisiejszy dzień był bardzo intensywny, zaczęło się od wizyty w kościele Adwentystów Dnia Siódmego, a skończyło na imprezie urodzinowej przyjaciółki naszych hostów. Uwierzcie – tu naprawdę dużo się dzieje, ale tematem naszego dzisiejszego wpisu jest Salvador, w którym spędziliśmy 4 dni mijającego tygodnia.
Od samego początku miasto urzekło nas absolutnie przepiękną architekturą ścisłego centrum. Stare budynki zachowane w bardzo różnym stanie i urokliwe, brukowane uliczki skradły nasze serca. Mieliśmy na tyle szczęścia, że nasz hostel położony był dosłownie rzut kamieniem od tego cudeńka. A kryje ono w sobie sporą część historii Brazylii.
Salvador to pierwsza stolica Brazylii, czym szczyci się niczym Kraków byciem miastem stołecznym i królewskim. Kultura i klimat tego miasta zdominowane są przez wpływy afrykańskie. Będąc bowiem miastem portowym, Salvador był świadkiem targów niewolników, które odbywały się w dzisiejszym historycznym centrum miasta. Główną areną targów był stromy, trójkątny rynek – Pelourinho. Co ciekawe, w tym miejscu kręcono też teledysk do piosenki Michaela Jacksona „They don’t care about us”.
Innym, ważnym punktem na mapie miasta jest powstała w 1930 roku winda, która za 15 gr przewozi wszystkich chętnych i potrzebujących z górnego poziomu, i za razem głównego placu miasta, w okolice portu, który jest położony dużo niżej. Oczywiście widna kursuje w dwie strony 😉 Nie mogliśmy odmówić sobie tej przyjemności i przejechaliśmy się nią dwa razy.
W Salvadorze, jak w wielu miastach Ameryki Południowej, królują kościoły. Jest ich tu ponoć 365, na każdy dzień roku po jednym, acz nie sprawdzaliśmy. Większość przez nas widzianych zrobiła na nas ogromne wrażenie, a barokowy przepych absolutnie nam nie przeszkadzał. Co więcej, radosne śpiewy w tych pięknych wnętrzach tylko przyciągały nas do odwiedzin.
Portugalski z wyglądu charakter miasta łączy się z jego afrykańskim kolorytem. Wszechobecni bębniarze, ubrane w tradycyjne stroje murzynki o obfitych kształtach i będące dominującym elementem sztuki malarzy ulicznych sceny z życia potomków niewolników zdecydowanie nie pozwalają zapomnieć o tym, w jakim miejscu jesteśmy. Nas ta atmosfera zdecydowanie kupiła!
Podsumowując, Salvador to przepiękne miasto, które zapamiętamy z jeszcze jednego powodu. Hostel, w którym się zatrzymaliśmy, nie należał do największych, dzięki czemu panowała w nim prawdziwie rodzinna atmosfera, sprzyjająca nawiązywaniu nowych znajomości. Tych ludzi i spędzonych z nimi chwil nigdy nie zapomnimy.
Czas na nas, jako że już grubo po pierwszej w nocy. Serdecznie pozdrawiamy wszystkich Czytelników, również, a może szczególnie, tych, których osobiście nie znamy, a mimo to zawitali do nas w odwiedziny. Mamy nadzieję, że zostaniecie z nami na dłużej.
Niech niedziela mija Wam leniwie!
Hej!!! Nie wiem czym będę mógł Was zachęcić do przyjazdu na „moje” MAZURY po takich przeżyciach?
Trzymajcie się chłodniej!!!
Ahoj!!!
PolubieniePolubienie
Mazury cud natury, też odwiedzimy 🙂 dziś odczuwalna „tylko” 39 stopni, jakoś dajemy radę. Pozdrawiamy!
PolubieniePolubienie