Tradycyjnie zaczynamy od bieżącego meldunku. Stacjonujemy właśnie w miejscowości Challapata, gdzie gościny udzielił nam Jacek, ksiądz misjonarz. Post powstaje zatem w święt(n)ych warunkach 😉
Z Uyuni pożegnaliśmy się wczesnym niedzielnym popołudniem, pełni wrażeń po tym, co zobaczyliśmy dzień wcześniej. Nie ukrywamy, że Salar de Uyuni był naszym podróżniczym marzeniem. Od samego początku wiedzieliśmy, że to absolutne must see wyjazdu! I tak wreszcie przyszło nam zmierzyć się oko w oko z jego pięknem. To największe solnisko świata, powstałe na wyschniętym jeziorze, znajduje się na wysokości 3653 m n.p.m. i zajmuje powierzchnię ponad 10 000 km2. To również jeden z najbardziej płaskich obszarów na świecie o różnicy wzniesień wynoszącej niespełna 41 cm. Na Salarze spędziliśmy prawie cały dzień, ciesząc się wyśmienitą pogodą i bezchmurnym niebem. Udało nam się zobaczyć prawie wszystko to, co zawiera plan trzydniowej wycieczki. Prócz bezkresu solnej pustyni widzieliśmy bulgoczące gorące źródła, wulkan, flamingi, lamy czy wyspę kaktusów wyrastającą na środku solniska. Wszystko to sprawiło, że Salar wdrapał się do TOP 3 wyjazdu w kategorii „NATURA” 😉 Uważamy, że to prawdziwy cud natury, coś, czego nigdy wcześniej nie widzieliśmy i pewnie długo nie zobaczymy.
Samo miasteczko Uyuni urodą nie przyciąga. Jest małe i biedne co dziwi, biorąc pod uwagę, jakie pieniądze zostawiają tu turyści. Nie ma asfaltowych dróg, choć w sumie to chyba dobrze biorąc pod uwagę, że przejeżdża tędy Rajd Dakar. Na obrzeżach znajduje się cmentarzysko pociągów, które w latach świetności miasta służyły do transportu minerałów na tym terenie. Z resztą tradycyjne miejsce pochówku mieszkańców również zaliczyliśmy… 😉
Wybraliśmy się też na kilkugodzinny spacer poza miasteczko. Przyciągnął nas surowy, górski krajobraz, który niestety przy bliższym poznaniu okazał się być zakłócony przez hałdy śmieci. Absolutnym hitem okazał się godzinny marsz w kierunku czegoś, co wzięliśmy za gorące źródła. Jakże wielkie było nasze rozczarowanie, gdy okazało się, że to płonące zwały śmieci… 🙂
To tyle na dziś. Następnym razem powinniśmy przywitać się z Wami z konstytucyjnej stolicy Boliwii – Sucre. Do usłyszenia!
P.S. Chcieliśmy też ogłosić, że ze względów logistyczno- finansowo-tęsknotowych kupiliśmy bilety powrotne do Polski w okazyjnej cenie. Nasze wędrowanie będzie trwało zatem dokładnie pół roku. Po 180 dniach poza krajem widzimy się wieczorem 27. sierpnia w Szczecinie 😉
Musicie wiedzieć, że na bieżąco aktualizujemy nasze plany. Pewne miejsca dodajemy, jak choćby obecną miejscówkę w Boliwii, z pewnych zmuszeni jesteśmy zrezygnować, jak np. z pogrążonej w kryzysie gospodarczym Wenezueli. Zostawiamy sobie furtkę do powrotu do Ameryk, choć, jak wiecie, staramy się zobaczyć jak najwięcej 🙂 Widzimy się zatem już na pewno we wrześniu! 🙂
Kurdeeeee w Szczecinie??? A już miałem rzeźbić jakiś powitalny transparent.
Pozdro z MAZUR!!!
Ahoj!!!
PolubieniePolubienie
Haha, możesz rzeźbić, ostatecznie wylądujemy pewnie pociągiem w Katowicach lub w Krakowie 😉 pozdrawiamy z Boliwii!
PolubieniePolubienie
Uroczy cmentarz.Serio!
PolubieniePolubienie
Uroczy cmentarz. Serio!
PolubieniePolubienie
Ale żeby pominąć krainę tasiemców i oper mydlanych, mi amor por favor!! Nie godzi się 🙂
PolubieniePolubienie
Boimy się, że w czasach kryzysu żywnościowego mogliby zjeść nas 😉
PolubieniePolubienie